Numer katalogowy

ZOHAR 029-2

Data premiery

14/04/2012

Formaty

CD

RAPOON

Disappeared Redux

Numer katalogowy

ZOHAR 029-2

Data premiery

14042012

Formaty

CD

Zoharum wita Rapoon wśród swoich podopiecznych.

'Disappeared’ to nie do końca nowy album. Po raz pierwszy ukazał się on w 2010 roku w formie cyfrowych plików i jako ściśle limitowany CDR. Wersja, która ukazuje się w Zoharum, przynosi ponownie zmiksowane i częściowo ponownie nagrane utwory specjalnie na to wydawnictwo, które trwa 72 minuty (oryginalny album był o 7 minut krótszy). Stąd też album nosi nowy tytuł 'Disappeared Redux’.

Autor o płycie: Ten album to kontynuacja powracających wątków, które przeplatają się przez cały dorobek Rapoon. Ukryte i krótkotrwałe, małe opowiadania i słowa tworzą powiązania wzdłuż czasu i miejsca. To krążek o tych, którzy zaginęli w dziwnych okolicznościach i o tych, którzy po prostu zaginęli. Przemijanie czasu i zmiany. Duchy z przeszłości i duchy z przyszłości.

Tracklista

01.Sunshine in the Parlour
02.Days Like Rain
03.Lost Caress
04.Dust Rattle
05.The Outside Shadow
06.We Walked in Diamonds
07.Breath of Ages
08.A Clock in Every Room
09.The Declining of Lace
10.Snow Legend
11.Pig Vampires
12.A Pale Blue Door
13.She Never Came

Recenzje

ChainDLK
Zoharum releases the new album of Rapoon, well known moniker of Robin Storney, created after his influencing experience with Zoviet France. Properly speaking, this album is a reissue because it was released as a limited CDR edition and now is remastered and reworked and seven minutes longer, so the „redux” of the title is a joke?
„sunshine in the parlour” opens this album with a piano line while „Days like rain” is a more regular, if this term means something for one of the innovators of this genre, ambient track familiar to everyone who like this artist’s work. „Lost caress” is a quiet atmospheric track. „Dust rattle” is a lesson on how a bunch of small noises could be cinematic. „The outside shadow” is a lied for piano without voice. „We walked in diamonds” is movement for violin loop. „Breath of ages” is perhaps the more reminiscent track of the author’s past while „a clock in every room” is a ritual ambient exercise of style. „The declining of lace” is a quiet soundscape for resonances while „Snow legend” is a soundscape made out of voices and small noise. „Pig vampires” continues the use of small violin samples when „a pale blue door” is almost religious in his evocative soundscapes and „she never came” close this album with a piano lines as the opening track.
Honestly speaking, Robin Storney continues his musical journey under his usual influences, inspiration and musical style but the quality of his work is really remarkable and enjoyable for all his fans. One of the masters of this genre. Unrankable.

Igloomag
Disappeared Redux was first released in striclty limited formats two years ago and now reappears remixed and partly re-recorded. Here common leitmotifs appear in their most standard form. The narrative is intended to be “oblique and transitory,” not unlike our own relationship with others over time. Sometimes too oblique, perhaps, and recurring robotic spoken-word sequences alienate rather than draw the listener in deeper. The sound – sparser, drier—actually feels like some of the Rapoon has leached out of it. It is not without its many rewards, however—a slow-burning, solo piano meditation on “The Outside Shadow” that taxes its cheap loudspeaker, the blasted heath of “Breath of Ages,” a bone-gnawing “Snow Legend”—but ultimately too much chatter, too much wandering in the desert to be considered among his strongest work. Rapoon remains ambient music’s only true medicine man, but as Disppeared Redux proves, he can’t always make it rain. Until the next to last tack, “A Pale Blue Door” foreshadows what is one of his strongest albums yet.

Heathen Harvest
So, Rapoon! Behind this suggestive and intriguing ambient project is Robin Storey of Zoviet France fame and Disappeared Redux is actually a re-release of an album that was available on Magnatune as download only during a period of time, so basically it’s a physical copy with some added remixes and a remastering for those whom are interested. The project Rapoon succeeded in releasing four bloody album 2012, and although a lot of the material is of an older stock it is still a nifty feat. Disappeared Redux is truly a mixed bag, and no matter how I try to boil it down to graspable review, the nature of the project is such that it just won’t yield its secrets.
The album starts with a grand piano playing a fast yet coherent melody over and over again while improvising the odd scales that is the mainstay of the track. The album takes a complete turn with “Days like Rain”, a moody atmospheric piece that mixes ambient swells with heavy brooding beats and a mechanical female voice speaking of what sounds like a diary from a vacation. “Lost Caress” continues the journey with its heavy sublime atmosphere and haunting voices drifting through the air. I like this part of Rapoon, the combination of weird pulses, drifting ambience and odd vocals really brings forth images and reflections from the subconscious. The lull is somewhat distorted by “Dust Rattle”, however that is a mixture of distorted arabesque flutes and weird noises floating in the background. It is a minimal song at parts only to burst out into more compact parts here and there, seemingly at random. “The Outside Shadow” returns to the grand piano with a serene melody intermixed with the sounds of pulsating ambience and various electronic sounds.
The album continues in this way, mixing up heavy brooding atmospheres summoned from the clanky pits of machinery with more serene and heavenly arrangements. I kind of like it. The combination works here and there, but it is not a coherent structure that’s constructed. On some tracks, such as “Breath of Ages” or “Snow Legends”, the dark and brooding atmospheres are completely dominant while it is dim and dormant on “The Declining of Lace” and “She Never Came”. The feeling I get is that this album could have easily been divided into two different parts, one serene and calm the other more grim and foreboding. This is, of course, a minor complaint nowadays when the physical media is all but dying and the freedom of rearranging an album is at the command of each and anyone with a decent technological knowledge. Disappeared Redux is quite a journey, although one quite bumpy ride. Songs such as “The Declining of Lace” and “The Ouside Shadow” really weave a wonderful atmosphere, and even though some tracks are overshadowed by the fact that they just don’t fit in with the rest of the crowd (I’m glaring at you, “Dust Rattle”..), it’s still a solid album with lots of great material. Hell, “The Outside Shadow” alone grants this album my stamp of recommendation!

Mroczna Strefa
Zoharum porwało się w przypadku tego wydawnictwa na coś, co w sumie jest godne podziwu. Z jednej strony mamy tu legendarnego już w pewnych kręgach artystę Robina Storey’a, który działa już od ponad 30 lat na scenie elektronicznego eksperymentu (najbardziej znany jest z powołania wraz grupą przyjaciół specyficznej, post-industrialnej komuny pod nazwą Zoviet France), a z drugiej strony stworzone przez niego dźwięki, które w nieco odmienionej i poszerzonej postaci pojawiają się po dwóch latach jako „Disappeared Redux”. Tak, nieco ponad 24 miesiące temu pojawiło się w netowym labelu Magnatune coś pod nazwą „Disappeared” i musiało być na tyle inspirujące oraz istotne dla Storey’a, że kiedy wyszła inicjatywa ze strony naszego krajowego Zoharum, postanowił te 13 utworów zmiksować ponownie, a część ponownie nagrać. Zapytajcie jakiegokolwiek twórcę dark ambientu o to czy ma to sens powracanie do swoich kreacji z przeszłości, a on Wam odpowie wymijająco lub zastanowi się przez chwilę (a to rzadka rzecz) i powie, że było warto wrócić do tego stuffu. Ogólnie rzecz biorąc, bo piszę szczerze jak zawsze, nawet dwóch procent jego twórczości nie znam, odpowiem, że było warto. Utwory z „Disappeared Redux” to kawałek zajmującego umysł rzeźbienia w strukturach z pogranicza dark ambientu, awangardy i współczesnej muzyki poważnej. Nie napiszę w tym momencie, że jestem bezgranicznym fanem muzyki, choć otarłem się o jej wszelkie przejawy w ciągu swojego życia, ale mam wrażenie, że RAPOON jest zdecydowanie poszukującym nowych form projektem człowieka, któremu nie obce są rzeczy stworzone przez artystów pokroju Pendereckiego, Góreckiego i jednego z prekursorów muzycznej awangardy Karleinza Stockhausena, a jednocześnie spogląda on w stronę mocno doprawionej takim podejściem el-muzyki. Z tego misz-maszu muszą wywodzić się rzeczy wybitne lub co najmniej intrygujące. Nie usłyszycie tu wirtuozerii kompozycyjnej, patosu, olbrzymiego orkiestralnego hałasu czy wzbudzającej podziw trajektorii lotu w stylu niedawnego rekordzisty Felisa Baumgartner, ale za to zatopicie się w genialnie potraktowanej prostocie łączenia pianistycznych motywów i dronowych plam oraz dziwacznych, acz wykorzystywanych w bardzo skromny sposób sampli. Nieprzewidywalne rzeczy dzieją się tu co rusz, choć same utwory przedstawiają się już na tak zwane ‘dzień dobry’ i w ramach danego fragmentu przez kilka minut minimalizm oraz skromność przemawiają do słuchacza. A mówią te dźwięki w sposób wybitnie improwizowany, błądzący gdzieś po obrzeżach tak zwanej muzyki, wykorzystujący ją w sposób, w jaki Laurie Anderson (tak przy okazji, na tym materiale pojawia się żeński głos deklamujący poetyckie teksty) potrafiła przewrócić muzyczny świat do góry nogami swoją kreatywnością i przekornym sposobem w jaki to robiła. Tutaj mamy w sumie to samo, tyle że podane w sposób elektronicznie aż przesadny, bijący tak mocno po nerwach, że ból roznosi się po całym ciele. I jak to trafnie napisał o tej płycie sam twórca: „To krążek o tych, którzy zaginęli w dziwnych okolicznościach i o tych, co po prostu zaginęli. Przemijanie czasu i zmiany. Duchy z przeszłości i duchy z przyszłości.”. Na jakże dziwnym kawałku planety żyjemy… I dzięki temu warto tu mimo wszystko przeżyć te kilkadziesiąt lat.

Pa.no.rama Journal
To Talk About RAPOON ,is to talk bout the creativity and long carrear of Robin Storey,manifesting himself in the fields of Experimental sounds. and bringing  alot of amazing releases. This time we have the opportunity to experience him again,and be transformed by each one of 13 compositions created here. „sunshine In The Parlour” is a beautiful piano composition,following by „Days Like Rain”,built into dense atmospheres and feamle spoken voices,crawling from within. „lost Careless”,emerges with its enigmatic steps,moving into ghashtly atmopsheres,while next „Dust Rattle” ,coming with a kind of western atmosphere and field recordings adapting perfectly to the whole track. This album is one of those you will never be tired to hear again and again,due massive elements and eclectic nature of this. „The Outside Shadow” ,”We Walked In Diamonds” and „Breath Of Ages” comes with sublime intersections and marvelous pianos sounds on first.Or the second with  female spoken narrative voices. and third ,with such sugestive strong atmospheres coming from void itself.The whole album complements perfectly due the nature of each one of the tracks evolving and moving in several directions all the time.Other tracks such as „A Clock In Every Room”,”the Declining Of Lace”,”Snow Legend”,”Pig Vampires”,”A Pale Blue door”,”She Never Came”. this was firstly released in 2010 and download and limited cdr,now remixed and recorded for zoharum with 72 minutes.so fell free to get your copy now!!

Kulturterrorismus
Robin Storey – ein bekannter Name, der nun schon jahrzehntelang durch die Avantgarde- & Ambientszenerie geistert und dessen Diskographie mit über 50 Veröffentlichungen mit Projekten wie New Cult of the Sun Moon, Hand & Slim oder Rapoon deutlich opulent ausfällt, heuerte vor kurzem mit eben jenem Rapoon beim polnischen Qualitätslabel Zoharum Records an – “Disappeared Redux” bildet dabei den Labeleinstand für den gestandenen Künstler, gefolgt vom neuesten Oeuvre namens “Time Loop Anomalies“.
“Disappeared Redux” ist dabei als Eröffnung der Kollaboration kein gänzlich neues Werk, sondern eine Auf- bzw. Verarbeitung der Veröffentlichung “Disappeared”, die bereits im Jahr 2010 als Download & streng limitierte CD-r das Licht der Welt erblickte. Für die nun professionell neu herausgebrachte Redux-Version wurden dabei etliche Stücke und Passagen neu aufgenommen, abgemischt und erweitert, sodass “Disappeared Redux” mit sieben Minuten mehr zu Buche schlägt – und so insgesamt auf eine stattliche Spielzeit von 72 Minuten kommt.
Thematisch bildet wie im Titel bereits ersichtlich das Thema des Verschwindens den Ansatzpunkt dieses Outputs: die Stücke beschreiben Einzelfälle skurrilen oder “normalen” Verschwindens von Menschen; die Leere die entsteht, und die Gedanken, die Erinnerungen an diese, die wie Geister die Hinterbliebenen heimsuchen. Ein insgesamt spannendes wie konzeptionell noch nicht ausgewrungenes Thema, das vor allem die emotionale Imagination anregt, wenn man versucht, sich in diese Situation (ob nun des Verschwundenen oder des Hinterbliebenen) zu versetzen.
Dem nähert sich der Brite in der ihm eigenen Art mit Ambientsounds absolut hoher Qualität an – langsam verhallende Bläser, verschiedenes Instrumentarium von leichtem Rasseln, über Ritual-Trommeln bis getragenem Piano, generell organische und natürlich anmutende, vielfältige, mit viel Reverb spielende Klangkompositionen zerfließen in weitem Hall, nur akzentuiert mit leichte Field Recordings- und Noise-Versatz. Dazu ziehen sich stoisch-maschinell wirkende Erzählstimmen wie ein roter Faden durch die Veröffentlichung, die stets entrückt die jeweilige Situation wie aus einer emotional entleerten Erinnerung heraus rezitieren. Die atmosphärische Färbung reicht dabei von dunkel-melancholisch bis mysteriös und hell, immer aber ruhig und sanft, wobei jedes Stück seinen eigenen Charme zu entwickeln weiß, die Stimmung aber durchweg dicht wirkt – und so den perfekten Soundtrack zum abdriften in den Dämmerzustand darstellt.
Fazit:
Einstand mehr als geglückt – Rapoon’s “Disappeared Redux” ist ein in seiner Stimmung wie seiner Technischen Finesse fesselndes Ambient-Werk, das auch nach dem zehnten Durchlauf keinen Reiz einbüßt. Wer stets auf der Suche nach Soundscapes zum eigenen Verschwinden aus dieser Welt braucht, wird mit “Disappeared Redux” in jedem Fall seine Freude haben!

Darknation
Bardzo przyjemnie jest widzieć płyty tak znanych artystów w naszych rodzimych wytwórniach. Wcześniej w Zoharum ukazały się wydawnictwa takich znakomitości jak Troum i Hybryds. Teraz kolejnym podopiecznym jest Rapoon. Trudno jest zliczyć ile dokładnie Robina Storey wydał płyt ze swoją muzyką, bez wątpienia odcisnął on duże piętno w świecie muzyki ambient a takie nazwy jak Rapoon czy Zoviet France zna każdy szanujący się fan tej muzyki. ”Disappeared Redux” to reedycja albumu który po raz pierwszy ukazał się w 2010 roku jako ściśle limitowany CDr i w formie plików cyfrowych. Wersja ”Redux” została zmiksowana, częściowo ponownie nagrana i jest dłuższa o siedem minut.
„Disappeared Redux” to aż trzynaście opowiadań z masą różnych inspiracji i fajnie zapętlonych wątków. Zaczyna się ładną sekwencją pianina która jest kontynuowana w sennym i filmowym piątym kawałku pt. „The Outside Shadow”. „Lost Carres” to przyjemne zawodzenie, obłędna atmosfera i szepty. „A Clock in Every Room” – nawiedzony las i rytualny nastrój. Dziewiąty numer „The Declining of Lace” to kolejne skrawki z naszego życia, melancholia i nie zawsze trafne życiowe wybory. Przedostatni „A Pale Blue Door” jest niemal w religijnym tonie ze świetnym chóralnym motywem. Na koniec „She Never Came” to klimatyczne filmowe melodie, sekwencja pianina i ten nastrój nieuchronnego przemijania. To tak w telegraficznym skrócie bo fajnych momentów i nastroi znajdziecie tutaj sporo. To co niezwykłe na ”Disappeared Redux” to wysoka jakość wszystkich utworów, cała masa inspiracji i bardzo trafne wyrażanie nastrojów. Na pewno to kolejny trafiony strzał z obozu Zoharum. Bardzo przyjemny album, polecam nie tylko fanom dokonań Robina Storey’a!

Only Good Music
Rapoon ma swój styl, którego trudno nie docenić. Stojący za tym projektem Robin Storey to prawdziwy mentor dla rzeszy muzyków. Człowiek pracowity, mający w dorobku pod różnymi szyldami kilkadziesiąt wydawnictw. Dodajmy człowiek nadal muzycznie aktywny i wciąż mający coś do powiedzenia. Potwierdza to album „Disappeared Redux”, który ukazał się nakładem Zoharum.
To nie jest nowy album. Krążek ukazał się pierwotnie w 2010 roku w limitowanej wersji. Teraz powtórnie zmiksowany i nieco zmieniony zyskał 7 minut muzyki. I to jakiej muzyki! Zaangażowanej, hipnotycznej i chwilami pełnej grozy.
Rapoon podążą swoją dawno wytyczoną ścieżką. Kreśli przed słuchaczem surrealistyczne obrazy pełne zagadek i gęstej atmosfery. Być może tym razem forma jest bardziej stonowana, jednak sama muzyka kompletnie nie traci na sugestywności. Storey niczym huslar przywołuje zjawy z przeszłości i przyszłości. Manifestacja zaginionych dusz przybiera różne formy: szeptu, czasem cierpiętniczych tchnień (np. „Lost Caress”), monologu, hałasu czy ruchu powietrza. Są również upiorne przerywniki („Dust Rattle”), ale na szczęście nikt nie hałasuje łańcuchami i nie zawodzi. To co najbardziej zachwyca, to utrwalony klimat swoistych dziadów – nieziemski i chorobliwie intrygujący. Nie potrzeba EVP czy infradźwięków by ciarki wędrowały po kręgosłupie, a świece w pokoju same gasły.
Na „Disappeared Redux” spotykamy masę unikatowych miniatur i zapętlonych wątków. Czasem jest to sekwencja pianina (rozchwiana w „Sunshine in the Parlour” oraz dramatyczna, filmowa w „The Outside Shadow”). W innym miejscu włos jeży dronowe tło pod monolog („Days Like Rain”), psychoza syntezatorów („Pig Vampires”) lub wyłaniający się z toni dronów i tajemniczych odgłosów flet i grzechotka („Dust Rattle”). Storey umiejętnie wykorzystuje również iście szamańskie motywy (rytualny „A Clock in Every Room”) czy filmowe melodie („The Declining of Lace”, „She Never Came”). Absolutnie genialny jest motyw chóru w „A Pale Blue Door”.
Na tym krążku działa pewnego rodzaju apofenia (z małą tendencją w kierunku pareidolii). Bardzo sugestywny przekaz kompozytora podświadomie wzbogaca sam słuchacz. Wsłuchując się w muzykę złapiecie się na tym, że Wasz umysł doszukuje się w szumie, czy kombinacja dźwięków tajemniczych głosów. Sprawdźcie choćby utwór „Breath of Ages”.
Dziady miały zapewnić przychylność zbłąkanych dusz i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Kiedyś wędrującym duchom oświetlano drogę rozpalając ogniska na rozstajach, dziś „Disappeared Redux” przypomina ich losy i tragedie. Znak czasów…

Santa Sangre
Robin Storey jest jednym z tych artystów na scenie niezależnej, który zdecydowanie cierpi na twórcze i wydawnicze ADHD. Efektem 20 lat aktywności w służbie sztuki jest ponad 40 pełnowymiarowych wydawnictw pod szyldem Rapoon. W samym tylko 2012 roku ukazały się cztery płyty, w tym dwie wydane przez rodzimą oficynę Zoharum. Kreatywność godna podziwu, pytanie tylko czy przekłada się to na jakość? Niestety nie znam na nie odpowiedzi, gdyż nie dane było mi obcować z każdą produkcją ‘hiperaktywnego’ Brytyjczyka. ‘Disappeared Redux’ nie jest do końca nowym wydawnictwem Rapoon. W 2010 roku amerykańska dystrybucja Magnatune wydała ów materiał w postaci cyfrowych plików, a także na limitowanej płycie CD-R. Wersja wytłoczona przez Zoharum została poddana nowej obróbce dźwięku, a niektóre kompozycje zostały ponownie nagrane i przearanżowane.Tematem wiodącym i scalającym całość jest motyw zaginionych ludzi. Ich zniknięć w niewyjaśnionych okolicznościach i śladów, które po sobie zostawili. Szczątków energii tlącej się w zakamarkach miejsc, w których przebywali. Energii będącej oprócz wspomnień jedynym świadectwem ich bytności. Do tego opustoszałego świata wprowadza nas energiczna, aczkolwiek niepozbawiona dozy nostalgii, melodia pianina, przywodząca na myśl miniatury Philipa Glassa. Z wybrzmieniem ostatniej nuty wkraczamy do miejsc, gdzie echa zaprzeszłych emocji promieniują od pozostawionych przedmiotów i ścian. Postrzępione, lekko wykoślawione dźwięki pulsują w pustej, poszarzałej przestrzeni. Czasem emocjonalny półmrok rozświetlą dźwięki osamotnionego fortepianu, na którym nikt już nie zagra. Budzą się wspomnienia i refleksje nad pustką, której przyczyny nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wszystkie przyszumy i trzaski w tle są zmarszczkami na rezonujących falach, niosących niedokończone ostatnie myśli.Ciemny, ziemisty zindustrializowany ambient, ubarwiony pogłosami. Chropowate, wyciszone drony i szare, nieco wyblakłe muzyczne pejzaże. Wszystko otulone brzmieniem lo-fi, dodającym frapującej atmosfery. Poczucia czyjejś obecności w pokoju, a może tylko jej reminiscencji.