Numer katalogowy

ZOHAR 108-2

Data premiery

26/10/2015

Formaty

CD

MAREK MARCHOFF

funeral musik for you and me

Numer katalogowy

ZOHAR 108-2

Data premiery

26102015

Formaty

CD

‘Funeral Musik for You and Me’ to pewnego rodzaju kontynuacja idei, jakie przyświecały powstaniu krążka ‘Funeral Musik fur Jenny Marchoff’. W tym jednak przypadku pozbawiony jest on osobistego pierwiastka, jakim była laudacja czy zapis uczuć targających po stracie bliskiej osoby, a stanowi raczej refleksję nad sensem życia i śmierci. Wspólnym mianownikiem dla obu krążków z pewnością jest charakter pracy oraz rodzaj środków, jakimi posłużył się Marek Marchoff podczas zapisu sesji. W trakcie nagrań wykorzystywał on również analogowe źródła dźwięku, w tym syntezatory tego typu. Tym razem do współpracy zaprosił również przyjaciela Toma Kalinovsky’ego. Muzyka, choć odległa od stylistyki macierzystych formacji Different State czy 23 Threads, równie ciekawa, intrygująca, a nawet inspirująca.

Podobnie jak w przypadku ‘Funeral Musik fur Jenny Marchoff’ materiał nie został poddany masteringowi, aby zachować pierwotny kształt i charakter albumu ‘Funeral Musik for You and Me’ takim, jaki był w chwili rejestracji..

Krążek wydany w limitowanym do 300 kopii nakładzie.

prezentacja_otwarta_marchoff2

Tracklista

1 Ezoterascopick (40.696095°N 73.905029°W)
2 40°41′20″N 73°56′40″W
3 40.69.572-73.90342
4 40.7641°N 73.9813°W
5 40.80553,-79.91451
6 40.699511°N 73.911166°W
7 40.6937°N 73.9833°W

Recenzje

Vital Weekly
I know Marchoff from his work with Different State and 23 Threads, but this music is quite different. The cover says 'brain waves, elektro space, enormous consciousness’ and the seven titles seem to refer to geographical locations; or maybe not. I am not sure. The music seems to be all made with electronic instruments, mostly analogue synthesizers and a sequencer. Any rhythms used, which is actually not a lot, come from the same synthesizers and throughout the music can be classified as 'austere’ and somewhat bleak. Maybe it’s implied in the title of this that this is not some fun music and as such it fulfils its character very well. Repeating figures are played in slow mode and set off different pictures of all things grey (not black actually), but no doubt the fact that looking outside and seeing this grey and rainy day doesn’t help. This is certainly pleasant music, but it’s something I like very much; it’s bleakness and desolate feeling. Only the final piece, '6937’n 73.9833’w’, has a kalimba like loop and a saxophone on top of that, which works quite all right, and lifts the mood a bit.
That seemed most welcome after forty-five minutes of despair.

FYH!
Marek X. Marchoff robi flashback do momentu śmierci swojej babci i wydanego przez Zoharum, czyli tę samą wytwórnię co teraz Funeral Musik Für Jenny Marchoff. O tym przeczytamy w każdej recenzji, w każdej notce prasowej, czy to w zagranicznym portalu, czy w rodzimym. A czego nie przeczytamy tam, a przeczytamy – mam nadzieję – tutaj?
Skupmy się. Marchoff, znany głównie z twórczości Different State, solowo wydał właśnie czwarty album, a jeśli dodamy do tego płyty nagrane z innymi artystami, wyjdzie tego szóstka. Płyt zespołu lepiej już nie liczyć. Wyjdzie za dużo. Ostatni, wspomniany Funeral Musik Für Jenny Marchoff, premierę miał w 2013, i to do niejako do tego albumu nawiązuje teraz Marek Marchoff.
Materiał zebrany na funeral musik for you and me ma już swoje lata. Muzyk zbierał go blisko siedemnaście lat. Nie spieszył się, tak jak i nie spieszą się same utwory. To skromne kompozycje, niemal stoickie, jednakowoż wyraziste i jednocześnie obezwładniające słuchacza. Tak jest już od otwierającego płytę „Ezolerascopick (40.696095’n 73.905029’w)”, w którym pulsacyjna rytmika do pary z nerwowymi stukotami rysuje obraz wydawnictwa. Surowy, posępny, niejako mistyczny i poniekąd industrialny. Industrialne są same pogłosy, które towarzyszą wszystkiemu – syntezatorowi, trzaskom, echu, i tak dalej. Marchoff, używając syntezatora jedynie, przędzie nici tajemnicy, które, zapętlając się stale, tworzą struktury hipnotyzujące.
„40.6937°N 73.9833°W” to najdłuższy i chyba najlepszy z utworów przygotowanych przez Marchoffa. Długa ambientowa odyseja na syntezator z elementami saksofonu (?), które, niczym mantrę, Marek powtarza i powtarza, jeszcze bardziej zmuszając odbiorców do psychicznej interakcji. Ale funeral musik for you and me to nie jest tylko to nagranie. To także kosmiczne „761’n 73.9813w”, kojarzące się przez pojawiające się na tle przeróżnych rewerberacji krojcowe, pulsacyjne synthy, drone’owe szumy i ta bezkresna pustka. Pustka, która czai się gdzieś za rogiem, a której nie można zauważyć i dosięgnąć. To uczucie pojawia się przy prawie każdej z kompozycji (prawie, bo „699511’n 73.911166’w” w swoim żwawym i niemalże rzutkim wydźwięku wybija się na tle pozostałych pogrzebowych psalmów), chociażby w „69572,-73.90342”, które mogłoby się nadawać na intro do filmowej adaptacji Domu w ciemności Tarjei Vesaasa. Taka to muzyka – nostalgiczna, niby lekko rozlazła, ale w pełni absorbująca; z pewnością introwertywna, transowa. Dobra lub nawet bardzo.

Kvlt.pl
Płyta kojąco-niepokojąca. Po długim i stresującym dniu uspokoi cię i utuli do snu, ale będziesz miał koszmary.
Ten dzień był fatalny. Pogrzeb, na pogrzebie jak w filmie – deszcz, czarne woalki, mokra ziemia zsuwająca się na trumnę, jakby ziemia chciała pochłonąć zwłoki nim pożegna je rodzina. W końcu kilka pojedynczych garści spada na trumnę na znak, że wszystko skończone. Potem już tylko grabarze smętnie, bezrefleksyjnie i automatycznie zakopują grób. Przyjmujesz kondolencje i słowa otuchy, ale tak naprawdę nie słyszysz ich przez krzyk twoich myśli, które nie chcą pogodzić się z tym, co się właśnie stało. Wracasz do domu. Siadasz w pustym pokoju, mokrymi od deszczu rękami odpalasz ostatniego w paczce papierosa. Otwierasz butelkę wódki, bo już nic więcej ci w życiu nie zostało. Tak mniej więcej brzmi Funeral musik for you and me.
Bałem się tej płyty. Nie ze względu na jej tytuł, wykonawcę czy okładkę. Bałem się, bo poprzednia pozycja Zoharum, z jaką miałem do czynienia, na jakiś czas odebrała mi ciekawość do eksperymentów i prób pojęcia innych form muzycznego przekazu emocji. Ale Marek X. Marchoff podołał zadaniu. Swoimi elektroniczno-pogrzebowymi litaniami opartymi na bezlitosnej powtarzalności dźwięków wydobył mnie z jednego letargu i wrzucił w drugi. Co ciekawe, ta muzyka jest smutna, ale nie dlatego, że została poskładana ze smutnych dźwięków. Te proste w formie utwory składają się w dużej mierze z dość ciepłych pojedynczych tonów, poskładanych w kojące dźwiękowe tła. Sęk w tym, że to tła do chorowania na depresję. Ich ogólny wydźwięk jest tak dojmujący, że kiedy na postanowionej tafli dźwięków pojawiają się pojedyncze nuty, trzaski, piski, słuchacz odczuwa je jak ukłucia prosto w kręgosłup. Jest w tym coś hipnotyzującego. Ta powtarzalność krótkich fragmentów działa już od czasów muzyki plemiennej. Nadaje rytm, choć na próżno tutj szukać instrumentów perkusyjnych. A jednak. Repetytywność staje się w pewnej chwili wręcz nieznośna, wkręca się w głowę jak wiertło. Człowiek aż pragnie, żeby coś się zmieniło, by dźwięk przestał być torturą, ale nie. On wie co robi. Zapewniam – kiedy już odpuści, zelżeje, poczujecie się jakby nagle po tygodniu minęła wam migrena. A potem wróciła.
Marek X. Marchoff na Funeral musik for you and me używa dźwięków do spotęgowania wszelkich negatywnych emocji, jakie mogą się nagromadzić w słuchaczu, i do uwolnienia ich. Dziwne katarsis, ale skuteczne. Może taki mroczny ambient zawsze tak ma?
PS. Przed trzema laty Marek X. Marchoff nakładem Zoharum wydał album Funeral Musik fur Jenny Marchoff, który to rzekomo popełnił naście lat wcześniej, po śmierci swojej babci, która miała na niego ponoć duży wpływ. Biorąc to pod uwagę Funeral musik for you and me nabiera jeszcze mroczniejszych barw.

Necroweb
Eine Reflexion über den Sinn von Leben und Tod ist der Inhalt, in dem es bei “Funeral Musik For You And Me” geht, dem neuen Werk von Marek Marchoff, der hier ebenso die Ideen seines Freundes Tom Kalinovsky mit einfließen ließ. Marek Marchoff, unter anderem auch bei Different State und 23 Threads aktiv, bleibt sich dabei seiner stilistischen Ausrichtung treu und bietet experimentelle Ambientklänge, die mittels prägender Electronica ihre Anreicherung finden. Wie immer ist das Schaffen des Musikers nicht mit dem üblichen Genre zu vergleichen, denn wer sich mit dieser Welt verstanden wissen will, der braucht schon etwas Einhörvermögen und ein offenes Ohr gegenüber experimenteller Gegebenheiten. Als sperrig würde ich “Funeral Musik For You And Me” deshalb aber nicht benennen, sind es doch vielmehr die unterschiedlichen musikalischen Aspekte, die es unter einen Hut zu bringen gilt. Da sollte man schon mehrere Durchgänge einplanen, denn mit mal auf die Husche reinziehen ist hier nix. Ob man sich nun für ein Stück wie “40.699511°N 73.911166°W” begeistern kann, ist aber natürlich am Ende auch Ansichtssache, denn das Stück klingt die gesamte Spieldauer über gleich und wirkt auf mich am Schluss einfach nur nervend.
“Funeral Musik For You And Me” hinterlässt auf mich einen etwas zwiespältigen Eindruck und kann leider nicht mit “Funeral Musik Fur Jenny Marchoff” mithalten. Wer neugierig geworden ist, der sollte “40.7641°N 73.9813°W” anschnuppern, eine Vertonung, die mit ihrem leicht spacigen Eindruck noch am schnellsten zu gefallen vermag.

Darkroom:
Marek X. Marchoff rispolvera un secondo requiem di vecchia data rimasto 'nel cassetto’ per anni dopo „Funeral Musik Fur Jenny Marchoff”, elaborato in illo tempore in morte della nonna. Nato intorno ad una situazione vissuta dall’autore, „Funeral Musik For You And Me” viene sviluppato in un arco di tempo largo, tra il 1998 e il 2015, ed è composto da sette pezzi intitolati con coordinate geografiche. Come nel caso del suo predecessore, anche questo lavoro non è stato masterizzato per garantire una resa audio fedele alle composizioni originarie. Dal punto di vista sonoro ci si trova al cospetto di un’orchestrazione elettronica minimale dalle venature ambient molto cupe, elaborata per mezzo di synth e fonti esterne, nonché tramite la mescolanza di tecnologie analogiche e soluzioni più moderne. Se l’approccio minimale si fa sentire in tutta l’opera, le variazioni che vi intercorrono sono molteplici: nella prima parte del disco emerge un’attenzione particolare per i beat, protagonisti dell’intro e successivamente utilizzati come supporto a melodie accennate e pulsazioni generate su frequenze basse. Al pari, assume un ruolo centrale la circolarità di brani che propendono verso ossessioni tonali pregne di cariche depressive e torbide. Le tre tracce conclusive si distaccano dal mood post-industriale per puntare verso una ricerca di marca retrò, in cui tutto viene ridotto al minimo indispensabile per dare luminosità a flussi che guardano verso l’esempio dei Kraftwerk più elitari, con motivi robotici ed enigmatici. Rispetto a quanto visto nell’album precedente, in questa occasione la riflessione autobiografica lascia più spazio alla vena sperimentale. Se da un lato quindi la matrice oscura traduce in suoni i tristi ricordi, dall’altro si avverte una riflessione sulle possibili scelte espressive con un’intensità artistica che aumenta proprio laddove sembra diminuire la spinta delle emozioni, forse volutamente protette da uno schermo stilistico che non fa intravvedere le cicatrici dell’anima. Ottima confezione in digisleeve apribile ed artwork sibillino, diviso tra foto sfocate e autori immortalati con fucili di precisione. 300 le copie prodotte.